Zdanie egzaminu na prawo jazdy w naszym kraju do najprostszych nie należy, ale pojawił się pomysł, aby zmagania kursantów nieco ułatwić poprzez rezygnację z jednego z elementów praktycznego egzaminu. Czy pozbycie się jazdy po łuku to na pewno dobry pomysł?
Podczas spotkania reprezentantów ośrodków szkolenia kierowców z przedstawicielami Departamentu Transportu Drogowego odbywającego się w Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa poruszono kwestię praktycznej części egzaminu na prawo jazdy, a dokładniej jazdy po łuku. Jest to jeden z najtrudniejszych elementów egzaminu. Tę część oblewa 30-40 proc. kursantów.
Według pomysłodawców projektu jazda po łuku nie ma odzwierciedlenia w realnej jeździe. Manewr ma wprawdzie przygotować do trzymania się pasa ruchu, ale czy tego nie sprawdza jazda w realnym ruchu drogowym?
Niestety wiele szkół nauki jazdy po prostu robi wszystko, aby ich kursant zdał i wałkują te same manewry i trasy, co nie do końca przygotowuje ich do prawdziwych zmagań na drodze. Z drugiej strony, czy ktoś, kto potrąca pachołki podczas jazdy łukiem, powinien zostać dopuszczony do poruszania się w codziennym ruchu drogowym? W końcu lepiej zatrzymać go na etapie placu niż pozwolić mu wyrządzać szkody na drodze.
24 lutego zmieniły się przepisy dotyczące egzaminu na prawo jazdy, które jeszcze utrudniły zadanie kursantów na placu. Zmiany, które wprowadzono dotyczą włączania świateł, a dokładniej momentu, w którym należy wykonać tę czynność. Przystępujący do egzaminu powinien najpierw ustawić lusterka, następnie zapiąć pasy, włączyć silnik i dopiero wtedy światła. Na końcu osoba zdająca powinna rozejrzeć się w prawo i w lewo i wówczas ruszyć. Do tej pory przyszły kierowca włączał światła jeszcze zanim uruchomił silnik.